Witam wszystkich. Nigdy nie zamieszczałam tu żadnych prac związanych z TSO czy czymkolwiek, jednak chyba spróbuje się podzielić z Wami małą historią powstawania archipelagu. Zachęcam do czytania i komentowania
Historia Archipelagu
***Zwykły dzień pełen pracowitości i życzliwości. Twoi osadnicy w pocie czoła właśnie wywlekali ostatnią armatę z ludwisarni by zakończyć kolejny dzień sukcesem. Wycierając czoło Osadnik spojrzał w górę i ujrzał ogromne nawały naciągających złowieszczych chmur, po których poruszały się i przecinały z głuchymi błyskami błyskawice. Poklepał on swego kompana i wskazał mu niebo. Oczy jego kolegi zaczęły się robić większe i większe ze zdziwienia i strachu. Czym prędzej czmychnął do swojej rezydencji krzycząc na wszystkich by się kryli. Zapanował chwilowy chaos, jednak ludzie ci byli dobrze zorganizowani i zdyscyplinowani także chwilowy zamęt szybko przerodził się w idealnie skoordynowaną i udaną ewakuację. Gdy burza doszła do wyspy była niczym czerń pochłaniająca wszelkie światło.Błyskawice co raz kąsały ziemię, parę trafiło w pojedynczo stojące drzewa łamiąc je i powalając. Mimo straszliwej ulewy, huku i różnych niepokojących odgłosów po dwóch dniach burza minęła wyspę pozostawiając za sobą dookoła niej gęstą mgłę. Gdy ludzie opuścili swoje bezpieczne domy w celu sprawdzenia, jakie ponieśli straty podczas tego szału natury okazało się, że żaden budynek, pole, płot, zagroda czy okno nie odniosło najmniejszych szkód. Żaden koń nie uciekł. Ba! nawet w pośpiesznie opuszczonej tawernie nie ulała się nawet kropelka piwa. Wszystko pozostało takie, jakie było przed nawałnicą, poza otaczającą wyspę dziwną mgłą. Na początku o mgle zaczęły krążyć różne pogłoski, jakoby ktoś słyszał tam dotąd niespotkane odgłosy i wielu obawiało się, że to może jakieś fantastyczne zwierzęta albo inne cudowne rzeczy się w owej mgle kryją.Wielu było takich, co po wychyleniu paru głębszych kufli odważnie mówili, że zapuszczą się w mgłę, ale tak samo jak drżały im wąsy z podniecenia i wzburzenia gdy to mówili, tak samo drżały im też kolana, gdy już otrzeźwieli i mieli podjąć owe wyzwanie. Pewnego dnia znalazł się śmiałek, co owe wyzwanie podjął i przekroczył próg mgły by w końcu dowiedzieć się co ona kryje. Gdy zapuścił się tam pierwszego dnia ludzie stali przy miejscu w którym zniknął i nasłuchiwali. Niestety panowała cisza. Minął dzień, potem kolejny. Potem zaczęły się przygotowania do Wielkanocy i zapewne by o wszystkim zapomniano, gdyby nie to, że owego dnia niedaleko Władyki dało się słyszeć krzyk. Wszyscy byli zdziwieni widząc powracającego odkrywcę. Zebrali się dookoła niego, dali mu pić, jeść, chwilkę odsapnąć a on tylko wskazał grubym paluchem za siebie i wydusił:- Ląd, ludzie, niewiarygodne. Turbany. Dziwaki. I zemdlał biedaczyna.
Tak naprawdę wszelakie "achy" i splendory należą się mojemu kochanemu Koucie_Aoi, który jest autorem tego opowiadania, a ja jestem jedynie skromnym "wydawcą"