a co tam niech się dzieje
Klęknij w ołtarzu przed Bogiem swym,
Co proroków zsyłał ci wciąż,
Złóż ręce w modlitwę dla tysiąca dusz,
Które poległy jak jeden mąż.
Nie wstydź się łez za Grunwald,
Tam leży dziad twój, mój, nasz,
Wylej swą rozpacz i otocz dusze,
Które skrwawiły się w imię mas
Popatrz na Tatry, na lasy, skały,
Śnieżnobiały niewinny puch,
To Polska właśnie, jak Afrodyta,
Uwodzi i wiąże tysiące dusz.
Jej pięknem i dziadów naszych postawą,
Strawieni i przytłoczeni stoimy nadzy,
Bez broni, bez szaty, bez dumy, honoru,
Bez woli obrony, dobijamy Ją.
I choć mówimy, że ją kochamy,
Ona jak pijana upada wciąż,
A my, tacy sami, runiemy
W otchłań rozpusty, jak jeden mąż.
Gdzie dusze przodków, skrwawione,
Splecione, lecz harde zawsze,
Jako polski lud, by natchnąć, nauczyć,
Jak postępować by nie upadać znów.
Kiedy nadejdzie dzień ostateczny,
A my na innym statku, gdy ten już na dnie,
Komu spojrzymy w oczy statecznie?
Przodkom, którym wstyd za nas jest
Wznieś się wraz z Orłem
Nad szczyty Tatr, duszo ma,
Orle gniazdo, by stamtąd patrzeć,
Na Boga dar, o którym zapomnieć tak łatwo.