Opowieść o Bezlitosnych Bestiach i załodze statku
Wiatr wiał niemiłosiernie. Wyginał maszty i rzucał załogą po pokładzie. Rozpętała się wielka burza. Fale wdzierały się na pokład. Właśnie za burtę wypadł ostatni zapas wody i jedzenia.
- Musimy znaleźć jakieś zaciszne miejsce i przeczekać burzę, ale gdzie? Tu nic nie ma, tylko woda i morze - mówił na głos kapitan.
- Tam - pokazał Robinson - jest mała wyspa, albo fatamorgana...
- Widzę płyniemy!
Zmienili kurs na małą, ledwie widoczną wysepkę. Byli coraz bliżej, gdy wiatr nabrał siły i tak rozpędził statek, że rozbił się na brzegu.
- Wszyscy cali? - zapytał kapitan.
A załoga liczyła około 50 osób. Każdy miał inne zajęcie.
- Chyba wszyscy, ale dalej już nie popłyniemy, statek jest rozbity!
- W takim razie musimy przetrwać tutaj.
Znaleźli jakiś strumyk, upolowali dzikiego zwierza i zjedli razem pierwszą kolację. Wyspali się i nazajutrz zabrali się do budowania siedziby kapitana. Nazwał ją Dom Władyki. Trwało to 3 dni. Następnie postawili Chaty Drwala, Leśnika i zrobili maleńki tartak. I tak dzień w dzień pracowali, aż minął miesiąc. Mieli już prawie wszystko, żeby przeżyć, więc chcieli zobaczyć drugą stronę wyspy. Myśleli, że jest bezludna i mała...
Po kolejnych tygodniach znaleźli złoża miedzi i żelaza. Nauczyli się przetwarzać drewno w węgiel drzewny, którym opalali piece, żeby zrobić sobie lepsze narzędzia. Któregoś razu zobaczyli w lesie dym. Zaniepokoiło ich to bardzo i postanowili zrobić sobie jakąś broń na wypadek ataku obcych. Gdy magazyn był pełen broni wyruszyli na oględziny wyspy. Z początku nic nie było podejrzane, aż na górce ujrzeli... ludzi... wpadli do ich obozu, a przeciwnicy niczego się nie spodziewając poddali się. Tak zajęli swój pierwszy sektor na wyspie. Podobnie było później. Gdy wiedzieli, że nie są sami co chwilę organizowali jakąś wyprawę i odnosili sukcesy. Zdobywali kolejne bronie. Gdy cała wyspa była pełna naszych kolonizatorów odczuli wielką ochotę nauczenia się czegoś nowego. Zbudowali nowy statek i popłynęli na kilkudniową wyprawę dookoła wyspy. W końcu jeden z załogi zapytał:
-Co jest znowu konserwa? Przecież wczoraj też była. Dostanę szkorbutu!
-Konserwy będziemy jeść jeszcze przez 2 dni!
-Niekończąca się konserwa, pomyśleli...
Po kilku takich wyprawach odkrywali obok siebie kolejne wyspy. W czasie jednej z nich pokonali Bezlitosne Bestie na czele z Królem Bana(na). Ten Bananowy król bardzo lubił wtrącać się w sprawy innych i dlatego był nielubiany nawet przez swoich poddanych. Po powrocie na wyspę macierzystą zdecydowali, że zrobią sobie porządniejszą broń. Wytworzyli saletrę i proch, żeby wysadzić skały pod uprawy ziemi, lecz zanim dopięli swego celu Bezlitosne Bestie utopiły cały proch w morzu. I tak przepadły bezpowrotnie szanse na zburzenie skał. Za tak haniebny czyn zostali wygnani. Lecz to nie był koniec ich podstępu. Zniszczyli wszystkie ulepszone magazyny. Spalili z zasobami. Nowi osadnicy wyspy musieli pogodzić się z faktem, że to miejsce nie dla nich. W ciągu kolejnych kilku tygodni zrobili sobie potężną łajbę i odpłynęli zostawiając wyspę na pastwę losu...
Nie wiedzieli, że Bananowy Król z Bezlitosnymi Bestiami, przygotował tę wyspę, aby nowi kolonizatorzy mogli ją zająć.
- Starzy są nam nie potrzebni - powiedział na koniec.
Ciąg dalszy nastąpi. Kiedy? Nawet BB nie wie.