No, w końcu. Wybaczcie lekką obsuwę i zapewne parę literówek, ale źle znoszę upały :| Przy okazji pozdrawiam mamę, tatę, Comracka, BB Teromorta, Machariela i całą gildię, w szczególności zaś Piotra6936 i fangfankę.
Uratowany przez konserwę! S. poczuł, jakby tona kamieni, marmuru i granitu spadła mu z serca. Konserwacja spowodowała bowiem zakrzywienie czasoprzestrzeni i wprowadziła zamęt w gildiach, przerywając ich biznes. Przy okazji obudziła w nich zamiłowanie do poezji, czego skutkiem był chór lamentujący nad utratą ukochanych monet. Miłościwy landgrabia globala, książę korony bana i hrabia konserwy - jego ekscelencja Moderator zarządził uczciwe wyrównanie strat, nie przerwało to jednak powodzi gorzkich żali - jak wiadomo, członkowie gildii to przeważnie centusie i żyły, toteż każdy liczył sobie możliwy zysk z domknięciem ostatniej transakcji tuż przed konserwą i rekompensatą zarazem. Gotowi zrobić wszystko, aby tylko pójść na targowisko i kupić sobie ciepłe kluchy.
Niedola nie ominęła również naszego bohatera. Tuż przed radosnym wyjściem z gmachu sądu, S. został zdybany przez zatroskanego i życzliwego użyszkodnika, którego cechowały aktywność (przodował w bezsensownych zgłoszeniach do działu technicznego), muzykalność (lubował się w zawracaniu gitary Moderatora) oraz pomysłowość (zasłynął z połączenia globala i handlu, gdzie prezentował oferty matrymonialne).
-Uszanowanko - rzekł niezbyt uczciwie użyszkodnik - w imieniu urzędu leśnych dziadków niniejszym mam zaszczyt i przyjemność nałożyć na pana karę w wysokości tysiunca monet. Z czystego złota tylko, a nie jak ten cwaniak, który opłacił należność klepakami z miedzi.
-Ale za co? - wyjęczał zrezygnowany S., albowiem nie dane mu już było chyba nigdy zaznać spokoju.
-Za wielkanocne jajco - odparł rozdrażniony zuchwałością swego rozmówcy użyszkodnik - mam tu opinię eksperta dendrologa z weekendowej szkółki wiejskiej, na podstawie której stwierdzono, że dokonał pan nielegalnej wycinki na swojej wyspie. Pozbył się pan pół-kobiety, pół-drzewa.
-Przecież to moja wyspa! Walczyłem o nią dzielnie z bandytami, aż jeżyły mi się szpiki w nosie. - bronił się S.
-Proszę nie stosować mowy nienawiści! W myśl nauki i ideologii dender każdy ma prawo przyjąć tożsamość drzewa i nic panu do tego, a ich ścięcie wymaga stosownego pozwolenia urzędników o nieograniczonych uprawnieniach, lecz bardzo ograniczonej kompetencji. Oto świstek z należnością, za parę dni sprawdzimy, czy pieniążki się zgadzają. - wyrecytował gniewnie użyszkodnik, po czym dopełnił cykl rozmowy - Uszanowanko.
Każdego innego dnia S. wypaliłby wiązanką godną samego Sierżanta Skunksa, ale wymęczony wczorajszym procesem odpuścił, by jak najszybciej udać się do domu. Droga powrotna daleka była od rutyny; już na samym starcie okazało się, że w osadnikach zaszły poważne zmiany - obudziła się w nich rywalizacja na osiągnięcia. Kto mógł, ten napinał muskuły, kto był suchoklatesem, jedynie się napinał. Największe poruszenie panowało wśród geologów - próbowali oni bez powodzenia odnaleźć wszystkie bogate w surowce dziury w ziemi, daremnie - zawsze brakowało tej jednej nieuchwytnej. Ich uwadze umknął bowiem fakt, że najbogatsze złoże, którego pokłady w magiczny sposób zwiększały się wraz z eksploatacją, ukryte jest w okolicznym wychodku.
Krótka pogawędka ze znajomym pozwoliła S. dowiedzieć się, że gorączka ta ma związek ze zbliżającymi się mistrzostwami, w których osadnicy chcą zaprezentować się jak najlepiej. Wspaniałomyślny landgrabia globala, książę korony bana i hrabia konserwy jego ekscelencja Moderator zorganizował oryginalny turniej piłki nożnej, w którym nagrodę stanowiły...piłki nożne. Powstał wprawdzie problem - jak grać futbolówką, którą otrzyma się dopiero po meczu? Niemniej tutaj szlachta wykazała się iście salomonową mądrością i zarządziła, że przeciwnikami osady będą drużyny strachów na wróble. Wszyscy byli zadowoleni.
Okazało się przy tym, że donos ws. nielegalnej wycinki złożył bliski krewny pół-kobiety pół-drzewa, co zresztą wielokrotnie udowodnił na boisku...był to bowiem przyjezdny specjalnie na okazję mistrzostw piłkarz-celebryta o imieniu Grzegorz. Innym niezbyt przyjemnym aspektem wydarzenia był kompletny zastój w branży czcionek i papieru, ponieważ zakłady te zajęte były drukowaniem wyników, ale przynajmniej na targowisku można było kupić sobie bułę z kiełbachą (ta sama, którą banita z sądu pochlebczo nazwał stadionową przekąską) o równowartości luksusowej rezydencji.
S. nie miał jednak powodów do narzekań - wydarzenie dostarczało bowiem niezwykłych emocji i niekonwencjonalnych sytuacji. Osadnicy radzili sobie, jak umieli - największym problemem stanowił deficyt butów do gry, ponieważ hitem letniego sezonu był tradycyjnie zestaw sandały + skarpety. Na murawie prezentowali się jednak niczym dosłowni rycerze futbolu - okuci w naramienniki i hełmy, w pełnym rynsztunku szturmowali swoich przeciwników, powalając ich ciosami rękawic bokserskich. Gdy zawodziła brutalna siła, z drugiej flanki nacierali czarodzieje, którzy po spożyciu magicznej fasoli puszczali trąby powietrzne. Do tego dochodziła kontrola boiska za pomocą skórek z banana, mokrej trawy i smaru oraz w pełni legalny doping o wiele mówiącej nazwie "latający osadnik". Gdy i to nie wystarczyło na wymagającego, słomianego oponenta - z pomocą życzliwej papierni malowali kartki na czerwono, a wzruszony pomysłowością swych poddanych Moderator wręczał je drużynie przeciwnej. Dopełnieniem widowiska był profesjonalny komentarz Daruca Szpakowskiego, który dzielnie wspierał największą gwiazdę osadniczej reprezentacji, Leo Maradonę i tylko chwilami zmieniał temat na swoje gildyjne zadanie, wołając:
"100 sztuk rudy złota! Na chwi chwi chwi! Le Le Le!".