Tekst napisany w trakcie oczekiwania powrotu gienka na wyspę. Życzę miłej lektury. EDIT: jest już część druga
S. nigdy nie spodziewał się takiego obrotu spraw, był to kompletny atak z zaskoczenia. Wiadomość dostarczona na końskim grzbiecie nie pozostawiała żadnych wątpliwości: ma obowiązek stawić się w charakterze podejrzanego. Wiedział od razu, że został zareportowany i stali za tym starzy przyjaciele. W głowie kołatała mu tylko jedna myśl.
"Zdrajcy."
Wciągnięty w wir wydarzeń, w poczuciu kompletnej beznadziei i bezsilności udał się w miejsce, gdzie miał dokonać się jego proces. Pożegnał w myślach wolność, ze smutkiem spoglądając na piękne, wiosenne słońce tropików. Zatrzymał się na chwilę przy łące, gdzie zwrócił jego uwagę ryczący byk, wskazujący według miejscowej legendy ukryty skarb przy jeziorze, którego strzegła osiadła na podmokłych terenach bagienna wiedźma. Dlatego też nikt nie przeprowadził długich poszukiwań, chociaż niejeden łowca nagród otrzymał ofertę sowitej zapłaty w złotych monetach i kiełbasie z jelenia. Pogrążony we wspomnieniach S. nawet nie spotrzegł, jak znalazł się u celu podróży. Obiegł wzrokiem smutne, szare mury. Styl retro, bez mała jak Picasso. Nic szczególnego. Ot, stare ruiny.
Wnętrze gmachu natomiast tętniło życiem, niczym uśpiony wulkan. Było to całkowicie nowe doświadczenie. S. odszukał wskazaną w wiadomości salę rozpraw i stanął w korytarzu, który tłumnie zajmowali dopiero co skazani banici. Prawdziwe oblężenie. Jeden z nich, o głosie wskazującym na zdecydowane nadużywanie rozmaitych trunków, wychrapał:
-A ty świeżak wiesz, co to jest żywot pirata?
-Nie wiem - odarł z grzeczności S. - mama zawsze mówiła, że nie wolno okradać bogatych.
-My zostaliśmy wygnani, ale czeka na nas wyspa piratów. Swoiste zebranie bukanierów. Ty będziesz się pruł na czacie i jadł stadionowe przekąski z moderatorem.
-Wyspa piratów? Chyba wyspa trefnisia. Nie widzę nic złego w dobrym wychowaniu, tak przejawia się matczyna miłość - stwierdził stanowczo S. po czym odszedł w poszukiwaniu barku, który według wywieszonej w hallu informacji miał oferować napitek dla kurażu.
Niestety, okazało się, że podczas ostatniej kontroli wyszły na jaw nieprawidłowości w koncesji i w asortymencie barmana ostały się jedynie nalewki jego babuni, dumnie prezentowane jako tzw. produkty regionalne. I tak w gardle S. zamiast upragnionej "Krwawej Mary" znalazła się "Krwawa Maryna", po której czuł się jakby nadszedł koniec świata.
Wtem dostrzegł wokół siebie poruszenie. Choć sponiewierany, doskonale wiedział, co oznacza widok odzianych w togi postaci. Procesja smutnych panów, posępnych niczym mroczne bractwo, powoli wtaczała się na salę rozpraw. W nieco kaprawych oczach S. jawili się jako mroczni kapłani, czarni rycerze sprawiedliwości. Zajęli należne im miejsca, po czym krótkim, acz stanowczym okrzykiem wezwali na salę podsądnego, pytając się najsampierw o dane osobowe:
-Pan Wiktor Podstępny? - rzucił niedbale jeden z oficjeli.
-Tadek, to nie ta sprawa - poprawił go dyskretnie kolega. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko S. odwiedził tego dnia miejscowego barmana.
-Jestem S. - stwierdził wyjątkowo trafnie S. - kiedyś miałem fajną ksywkę, ale mi ją ucięliście.
-Oskarżony będzie zwracał się do sądu z należytym szacunkiem. - padła instrukcja - Pełny tytuł brzmi: Landgrabia globala, książę korony bana i hrabia konserwy - jego ekscelencja moderator.
Wciąż nieco zamroczony S. wygarnął upominającemu go funkcjonariuszowi najlepszą ripostą, na jaką w obecnej chwili było go stać.
-Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz.
Tymczasem nieco zniecierpliwiony sędzia sprawdził protokół, by oznajmić:
-Otwieram przewód sądowy. Przypominam, że w harmonogramie prac mamy jeszcze sprawę trzydziestoletniego prokurenta bankowego o imieniu Józef, także proszę się streszczać. Oskarżony to S., akt oskarżenia obejmuje: zakazane eksperymenty, sabotaż, skradzione sanie i kolejne zakazane eksperymenty. Ponadto istnieje podejrzenie, iż oskarżony prowadził azyl bandytów, puścił na samopas dzieci sawanny oraz - jak doniósł traper Garrun - w środku sezonu ochronnego urządził polowanie na pisanki. Do tego skargę złożyli łupieżcy grobowców także proszę zaprotokołować: atak na łupieżców.
Perspektywy S. okazały się na tyle nieciekawe, że kolejna jego wypowiedź była niemalże całkowicie przytomna.
-Zaginione pisanki? Królu Moderatorze, brakuje tylko, abyście obarczyli mnie winą za najazd wikingów.
-Proszę zaprotokołować przyznanie się do winy. Zgodnie z zeznaniami, wikingowie przybyli na wezwanie oskarżonego. - wycedził przez połyskujące zęby wyraźnie poirytowany przewodniczący składu.
S. zaniemówił, powtarzając w myślach mantrę "szaman lub bohater potrzebny od zaraz".
Srogi sędzia kontynuował:
-Odmawiam ustanowienia kaucji, oskarżony może planować powrót do azylu bandytów. Inne miejsce, w które może się udać, to wyspa kuzyna. Z powodu zbliżającej się konserwacji proszę o usunięcie podsądnego z sali.
-Jak to, co się dzieje? - zapytał wyraźnie zaniepokojony S.
-Proszę się nie martwić. - parsknął sędzia, szerokim uśmiechem odsłaniając ozdobione plombami z klejnotów uzębienie - W trakcie prac konserwacyjnych nie ma pan wstępu na salę rozpraw, ale czas w pana procesie płynie normalnie.