PDA

Zobacz pełną wersję : Forum Oto prawdziwa historia Soni Graham



Grzegorz1958
23.10.2016, 10:54
I Na południowy -wschód od Nowego Świata rozciąga się otoczony laguną Archipelag Penelopix.Fuvix,Ellania,Taszkamia,Borix i Darix oraz wiele mniejszych wysepek.To właśnie na największej z nich Fuvix mieszka Sonia Graham. Niebieskooka o czarnych kręconych włosach dziewczynka od dzieciństwa była zainteresowana wszystkim dookoła.Biegała po wyspie od warsztatu do warsztatu zadając pytania:a co to? a skąd? a do czego? Pewnego pięknego słonecznego dnia Sonia wybrała się w głąb wyspy,aby nazbierać magicznych jagód.W pewnym momencie usłyszała dziwne dżwięki i krzyki,gdy podbiegła bliżej osady zobaczyła iż na jej wyspę napadli okrutni ASSASYNI.Sonia skryła się w zaroślach i z przerażeniem obserwowała jak oprawcy plądrują jej wyspę.Zbliżał się wieczór i Sonia zauważyła jak oprawcy odpływają, szybko pobiegła do osady i wtedy okazało się że nie tylko splądrowali osadę ale również porwali wielu osadników a wśród nich jej rodziców.Sonia długo płakała i rozpaczała po stracie rodziców i przyjaciół,postanowiła iż odnajdzie swych najbliższych .
Pewnego dnia udała się w głąb wyspy do starego mędrca aby poradzić się jak ma odszukać swych bliskich.Po długiej medytacji odrzekł-musisz wiele się nauczyć i zbudować specjalny pojazd którym dotrzesz wszędzie.Sonia udała się do swych przyjaciół na wyspach aby jak najwięcej się nauczyć odwiedzała różne warsztaty :mieczników, łuczników,kuszników i innych zwracając się przy okazji aby pomogli jej zbudować odpowiedni pojazd.Mijały lata Sonia pojęła w najwyższym stopniu wszystkie sztuki walki a budowa pojazdu dobiegła końca.Z pomocą przyjaciół z wszystkich wysp Archipelagu Sonia zgromadziła wszelkie zapasy żywności i broni.Nadszedł w końcu ten dzień,Sonia poprosiła wszystkich swych przyjaciół aby przyszli na pożegnanie.Sonia stanęła na statku i z duma odsłoniła zakryty napis - EXCELSIOR tak się nazywa mój sterowiec oznajmiła, po czym wciągnęła kotwicę i ruszyła w swą podróż.Osadnicy odprowadzili wzrokiem Sonię a ta mijając Ellanie,Taszkamię, Borix i Darix pokiwała wszystkim na pożegnanie i zniknęła za horyzontem .

BB_Penelopa
24.10.2016, 11:43
Witam!

Wspaniała historia! Wielkie dzięki za udostępnienie. :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

S_z_a_m_a_n
30.10.2016, 17:50
Miałem to wysłać na konkurs ale wydumałem, że nikt nie będzie mnie dyskryminował ze względu na język ojczysty. Nie chcieli czytać po polsku? nie? no to nie!
============================================

Ciemność…
Nie wiem gdzie jestem…
Na dobrą sprawę, ten błogi stan może trwać dalej…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień… który to już dzień?

Ciemność… Coś się popsuło. Za bulajami szybko przesuwające się gwiazdy… Gdzieś o oddali błysnęła supernowa. Chyba. Błysk na moment rozświetlił kabinę. Rozejrzałam się dokoła. Ciemne ekrany komputerów pokładowych są na swoich miejscach. Od kilku dni, a może miesięcy próbuję zlokalizować usterkę. Ostatnia sprawna latarka zgasła kilka dni temu. A może kilka miesięcy. Poczucie czasu jest względne. Idę spać jak mi się chce spać. Wstaję jak mam dość spania. Brak poczucia czasu ma swoje plusy. I tylko z wolna spadająca temperatura… no właśnie… jaka jest dzisiaj? Ostatnio co pamiętam, to przelatując w pobliżu jakiejś gwiazdy zrobiło się bardzo gorąco. Nic nie działa… termostaty… co to są termostaty. Już zapomniałam jak działały. Ale kiedyś sobie przypomnę…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień… szkoda nawet zaczynać wypełniać tą rubrykę.

Jedyne światło jakie tu mam to takie jakie wpada przez bulaje od przemykających gdzieś w oddali gwiazd. Pozwala mi to na notatki. Dziennik się już kończy. Kilka stron jedynie do zapisania.
Jak to się zaczęło? Nie bardzo pamiętam. Tyle, że miałam misję. Miała trwać kilka dni. I ten atak obcych.. No właśnie, kto mnie zaatakował? Jakieś dziwolągi poprzebierane w stroje opisane kiedyś, gdzieś.. nie pamiętam. I już miałam uniknąć starcia gdy okazało się, że kolejne niszczone przeze mnie ich siedliska to mistyfikacja. Jakiś test chyba. Bo nagle okazało się, że dziwolągów nie ma. No nie do końca. Gdy Excelsior oddalał się od tego… miejsca, nagły wstrząs zgasił wszystkie światła. Wtedy też po raz ostatni widziałam sprawny monitor… potem nastała ciemność.

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień…

Zniszczenia były totalne. Oba panele słoneczne odpadły od statku. Zostało tylko kilka zapasowych ogniw, z których udało mi się zbudować niewielkiej mocy elektrownię. Wystarcza tylko na utrzymanie pracy silnika. O manewrowaniu mogę na razie zapomnieć. Z ostatniej pamiętanej szybkości w tym układzie mogę hamować miesiącami, wcześniej przez miesiące ustawiając się silnikiem w stronę … Kogo to teraz obchodzi. I mam nadzieję, że wcześniej w coś nie trafię. A celów przede mną jest niezliczona ilość. Gdzieś błysnęła następna supernowa…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: …

Statek międzygalaktyczny. Kupa złomu tylko mi z niego pozostała. Wszystko przez dziwolągi. Topór był ogromny. Takimi toporami to posługiwali się … nie pamiętam. Coś kiedyś czytałam. Ale gdzie i kiedy? Topór był jednak realny. To jego uderzenie pozbawiło mój statek energii elektrycznej. Powoli zapominam jak się nazywam…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior:

Wczoraj… chyba to było wczoraj… udało się uruchomić jeden komputer. Mogę wyliczyć dokąd zmierza mój statek. Donikąd… Przede mną pustka. Gwiazd coraz mniej. Na szczęście udało się z tym zasilaniem. Zbudowana przeze mnie z zapasów elektrownia już nie dawała rady. Zaczynam procedurę hamowania…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień pierwszy po naprawie zasilania… chyba.

Zwalniam. Komputer nie potrafi wskazać gdzie lecieć aby wrócić. Nie potrafi odczytać punktów orientacyjnych a żyroskopy inercyjne dawno temu straciły swoją pamięć. To tak jakby stać na środku oceanu i gwiazd nie widzieć. Oceanu! Już wiem. Ocean bezkresny. Jestem tu! Ale co dalej? Zwalniam…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień drugi (a na pewno 24h później niż wcześniej)

Odszukałam w pamięci jedynego sprawnego komputera, że ocean bezkresny tak naprawdę bezkresnym nie jest. Na jego brzegach są wyspy. Dużo wysp. Każdą wyspą rządzi kto inny. Jeden ekonomista, inny znowu hegemon co to nie liczy się z innymi a inną znowu kieruje chaos… Zwalniam…

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień trzeci

Udało się namierzyć jedną z wysp. Wyhamowałam statek do szybkości pozwalającej bezpieczne lądowanie. Ale coś się stało. Nagły błysk i tak jakbym uderzyła w miliard luster. Czuje się tak jakbym była miliardowym klonem. Nie mogę tego zrozumieć. Niby jestem jedna a czuję się jakbym była w nieograniczonej ilości sklonowana. Muszę gdzieś wylądować. Ups… musimy… Widzę wyspę… widzimy wyspy…lądujemy.

Z dziennika statku międzygalaktycznego Excelsior: dzień chyba ostatni.

Jestem. Mój statek międzygalaktyczny to kupa złomu. Już stąd nie odlecę. Wysiadł jedyny sprawny komputer. Z magazynu wyciągnęłam piecyk. Magiczny piecyk. Można się nim ogrzać ale można też zmienić coś na inne coś. Spróbuję pohandlować z tubylcami. Dziennik się skończył. Nie mam już gdzie pisać… Do domu już nie wrócę. A może właśnie jestem w domu?
Już sobie przypomniałam. Nazywam się Graham … Kapitan Graham

BB_Penelopa
31.10.2016, 14:03
Witam ponownie!

Świetna opowieść! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

Ranhea
01.11.2016, 17:18
Szaman, genialne! ...masz moze wiecej?? : )

BB_Penelopa
01.11.2016, 17:26
Szaman, genialne! ...masz moze wiecej?? : )

:) Prosimy o więcej! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

S_z_a_m_a_n
01.11.2016, 18:41
Nie mam ale może... kiedyś... poświęcę temu kilka minut... i wywlekę z czeluści ciemnej jakiś tekst.
==========================
Kilka minut... może nieco dłużej... później


Gdzieś daleko... a może całkiem blisko... to tylko kwestia punktu odniesienia...
Wędrowiec idący pieszo przez dziką bezludną krainę zatrzymał się w bezruchu. Coś go zaniepokoiło, ale jak sięgnąć wzrokiem tylko równina. Gdzieniegdzie widać było wierzchołki pagórków. Takich niewielkich. I można by było się domyśleć, że to starożytne grobowce, które na przestrzeni lat skarlały pod wpływem wichrów i deszczów, jakie nawiedzały jeszcze niedawno tę krainę. Kiedyś ktoś zamieszkiwał te krainy. Wędrowiec to wiedział. Rozejrzał się jeszcze raz i ruszył dalej. Im dalej szedł tym miał bliżej do celu. Oddalając się od miejsca rozpoczęcia wędrówki jeszcze raz poddał analizie to co zmusiło go do ruszenia w drogę…

Kilka dni wcześniej… a może tygodni.

Miasto było duże. Takie, którego przejście ze wschodu na zachód wymagało dnia marszu. Szaman, potrząsając swoimi magicznymi przedmiotami, zataczając w tańcu kręgi, ukradkiem przyglądał się zgromadzonemu na placu tłumowi. Część mieszkańców miasta przyłączyło się do jego dziwnej pieśni. Pieśni o minionych bohaterach. Pieśni, która miała w założeniu scalenie tłumu w jeden spójny element mistycyzmu. Ale nie to było sednem sprawy. Do miasta zbliżały się hordy najeźdźców. A tłum nie był gotowy na obronę. Wojownicy, mający bronić miasta już dawno uciekli. Razem z tym tchórzliwym szeryfem. Szaman pozostał. I pozostali mieszkańcy, w których teraz należy wlać żar ognia walki.

Kilka dni marszu od miasta.

Uczta zwycięzców jest obfita. Piwo wlane w setki gardeł teraz ze stukrotną siłą pokazuje swoją moc. Tysiąc gardeł, należących do tysiąca dzikich wojowników z odległych równin, z rykiem, którego nie powstydził by się tygrolew, teraz śpiewało pieśń zwycięstwa. Gdzieś o kilka dni marszu od obozu znajduje się cel ich wyprawy. Miasto pełne niewolnic, miasto pełne sztab złota, miasto pełne kryształów i diamentów. Miasto, które po ich wizycie miastem być przestanie.

Tymczasem w mieście…

Szaman już prawie dopiął swego celu. Już tłum został porwany w letarg. Szaman jednak nie spostrzegł jednego osobnika, który spod arkad przyglądał się jego tańcowi. Osobnik ten z lekkim grymasem uśmiechu, gdzieś pod nosem wypowiadał jakieś zaklęcia w sobie tylko znanym języku. I tylko dlatego Szaman tego nie słyszał. Gdyby zaklęcia te były w języku jego przodków, to w tym tłumie wprawionych w letarg mieszkańców miasta, on by je usłyszał. A zaiste, Szaman mógł jednocześnie słuchać wszystkich i jednocześnie wszystkim odpowiadać.

Gdzieś kilka dni marszu od miasta, a nawet jeden dzień bliżej

Szpieg był przebiegły w swoim szpiegowaniu. Wiedział na co zwracać uwagę, gdzie patrzeć i czego słuchać. Wiedział wszystko co miał się dowiedzieć. Teraz tą wiedzę miał przekazać swojemu mocodawcy. Przebiegły Rozbójnik, który przewodził teraz tysiącowi pustynnych wojowników był jeszcze o jeden dzień drogi od niego. I czekał na wiadomości. A te były dla niego wiadomościami dobrymi.

Tymczasem w mieście

Tłum już się uspokoił. Tłum już był gotowy. Kobiety, które niebawem miały stać się niewolnicami pustynnych wojowników teraz były gotowe. Miejska zbrojownia była przygotowana na taką ewentualność. I Szaman o tym wiedział. Teraz i on posiada tysiąc obrońców i tysiąc obrończyń. A każda z tych osób teraz warta była dziesięciu pustynnych wojowników. Do tego wysokie mury, które chroniły miasto. Obrońcy czekali.

Kilka dni drogi od miasta ale tylko pół dnia bliżej

Szpieg już się nie krył. Do obozu Przebiegłego Rozbójnika zostało jedynie kilka godzin marszu. Ale im bliżej miał do celu tym większe dopadły go obawy czy dojdzie. Ale jak sięgnąć wzrokiem tylko równina… Gdzieniegdzie widać było wierzchołki pagórków. Takich niewielkich. I można by było się domyśleć, że to starożytne grobowce, które na przestrzeni lat skarlały pod wpływem wichrów i deszczów, jakie nawiedzały jeszcze niedawno tę krainę. Przeciwnika miał groźnego. A Szaman już wiedział. I pewnie wysłał za nim pogoń albo, co gorsze, sam osobiście ruszył aby go dopaść.

Tymczasem gdzieś na równinach

Szaman się spieszył. Gdzieś przed nim był jego przeciwnik. Pytanie było następujące: czy on pierwszy dopadnie szpiega, czy szpieg pierwszy dojdzie do obozu… Szaman zatrzymał się na chwilę bo coś go zaniepokoiło… Ale jak sięgnąć wzrokiem tylko równina… Gdzieniegdzie widać było wierzchołki pagórków. Takich niewielkich. I można by było się domyśleć, że to starożytne grobowce, które na przestrzeni lat skarlały pod wpływem wichrów i deszczów, jakie nawiedzały jeszcze niedawno tę krainę

Pozostało tylko pytanie:

Kim jest Wędrowiec… Może to szpieg? A może to Szaman?

BB_Penelopa
02.11.2016, 11:57
Witam!

Brawo! Jestem pod ogromnym wrażeniem! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

Ranhea
02.11.2016, 12:09
- Ja chce wiecej!! - zawyla blagalnym tonem, kleczac kolo ogniska, i wpatrujac sie szeroko otwartymi oczami w Starca, ciagnacego swoja opowiesc o zamierzchlych czasach.
-Nie mozesz, po prostu nie mozesz przerwac w polowie historii i kazac nam czekac do kolejnego poranka... - wyburczal mlodzieniec siedzacy z jego drugiej strony.

Starzec wpatrywal sie w mlodych z usmiechem. Wedrowal od wielu lat, i w kazdej wiosce, jego opowiesci byly przyjmowane przez mlodziez z rownym entuzjazmem.

"Jest nadal nadzieja dla tego kraju, jesli mlodzi zachowaja w sobie ten ogien i ciekawosc", przemknelo mu przez mysl. Poprawil sie wiec na pniaku, szczelniej otulil kocem, i ponownie zanurzyl sie w historie z czasow jego pradziadka...

kinia19910
02.11.2016, 12:31
Genialne, Szaman, Też chcę więcej ! :)

ps.: To opowiadanie o starcu podoba mi się bardziej niż to dot. Excelsiora :) nie przepadam za Sci-fi

BB_Penelopa
02.11.2016, 13:26
- Ja chce wiecej!! - zawyla blagalnym tonem, kleczac kolo ogniska, i wpatrujac sie szeroko otwartymi oczami w Starca, ciagnacego swoja opowiesc o zamierzchlych czasach.
-Nie mozesz, po prostu nie mozesz przerwac w polowie historii i kazac nam czekac do kolejnego poranka... - wyburczal mlodzieniec siedzacy z jego drugiej strony.

Starzec wpatrywal sie w mlodych z usmiechem. Wedrowal od wielu lat, i w kazdej wiosce, jego opowiesci byly przyjmowane przez mlodziez z rownym entuzjazmem.

"Jest nadal nadzieja dla tego kraju, jesli mlodzi zachowaja w sobie ten ogien i ciekawosc", przemknelo mu przez mysl. Poprawil sie wiec na pniaku, szczelniej otulil kocem, i ponownie zanurzyl sie w historie z czasow jego pradziadka...

Również czekam na więcej! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

Ranhea
02.11.2016, 13:33
Również czekam na więcej! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa



Eeee tego, no, dziekuje, ale to byla tylko zartobliwa zacheta dla Szamana, zeby (szybko i w duzych ilosciach) pisal dalej :)

S_z_a_m_a_n
02.11.2016, 17:01
Nie odpowiedzieliście na pytanie: kim jest Wędrowiec. Wg mnie to wynika z tekstu. No ale ja tak... subiektywnie może... z lekka. Dalsza część będzie wymyślana w zależności od odpowiedzi. Pamiętacie może taki serial TV Czechosłowackiej (jeszcze wtedy)? Tam dalsza część była zależna od sondażu robionego w elektrowni: "Pytamy teraz .... kto jest "za" - niech zgasi jedną żarówkę. No i w rozdzielni patrzyli na pobór mocy.... Potem kto jest "przeciw" niech zgasi jedna żarówkę... itd. Oczywiście było to naciągane ale pomysł sondażu ciekawy a i serial jak pamiętam wciągał jak chodzenie po bagnie (Iżin z barzin mi się przypomniał). A więc (nie zaczyna się zdania od a więc): kim jest wg was Wędrowiec?

Ranhea
02.11.2016, 17:43
A więc (nie zaczyna się zdania od a więc): kim jest wg was Wędrowiec?

Wez tak nie pisz, bo zaraz kaza Ci dodac ankiete pod grozba zamkniecia watku ; )

ps. szaman. Albo nie, szpieg. Albo nie, szaman. Albo obaj : )

S_z_a_m_a_n
02.11.2016, 17:59
No dobra, ale jak napisałem wyżej będzie subiektywnie.
Szaman zatrzymał się na chwilę bo coś go zaniepokoiło=
Wędrowiec idący pieszo przez dziką bezludną krainę zatrzymał się w bezruchu. Coś go zaniepokoiło

kinia19910
02.11.2016, 18:46
chyba sie zgubiłam...

Ps , załóż sobie osobny watek na to:D Bo coś czuje ze bedzie sporo opowiadań ( Taka mam nadzieje:p)

Ranhea
02.11.2016, 19:24
chyba sie zgubiłam...

Ps , załóż sobie osobny watek na to:D Bo coś czuje ze bedzie sporo opowiadań ( Taka mam nadzieje:p)

no ale to musialby przeniesc te do nowego watku, a nie wiem czy sie da : )

kinia19910
02.11.2016, 21:31
nie, bo nie jest "wlascicielem" , chyba ze napisze do moda

S_z_a_m_a_n
02.11.2016, 23:15
Opowieść trzecia.


...Poprawił się wiec na pniaku, szczelniej otulił kocem, i ponownie zanurzył się w historie z czasów jego pradziadka... nie... to pradziadek mu opowiadał to co jemu przekazali przodkowie klanu...
Prolog

Zamczysko było ogromne. Jak okiem sięgnąć, w kierunku kłębiących się na niebie chmur, nie było widać szczytu najniższej z wież. A te najwyższe? Kto to może wiedzieć. Kamienny Wąż, który od niepamiętnych czasów zamieszkiwał zamczysko, od czasu do czasu wypełzał na równiny i czaił się na wędrowców. Co jakiś czas docierały wieści, że a to zaginęła cała karawana choć burz piaskowych już dawno nie było, a to gdzieś zniknęło kilka wielbłądów z karawany… i tylko porozrzucane na skałach pakunki z towarami… Wszystko to wskazywało, że w zamczysku jest Zło, choć nikt nie wymawiał tego na głos. Nikt też nie widział żywego samego węża. Jakiś śmiałek, który nocą zakradł się do zamczyska, opowiadał potem z przerażeniem, że na środku zamkowego dziedzińca był wąż. Kamienny wąż. I tak już zostało. Karawany omijały to miejsce z daleka. Ale nie zawsze to się udawało…

Dzień, w którym się to zaczęło

Wojownik, z zarzuconym na ramię płaszczem, uzbrojony w krótki miecz, małą tarczę, łuk i kołczan pełen strzał, zmierzał w kierunku zamczyska. Łuk i strzały do niego podarował mu człowiek, który go tu skierował. Spiekota była straszliwa. Już dawno nie padał tu deszcz. Ostatnia wielka burza piaskowa przeniosła wydmy hen daleko. A było to ponad sto lat temu. Nie było komu tego dokładnie zliczać bo ostatni Magowie zniknęli niedługo po tej burzy. Pozostało tylko skaliste podłoże. I zamczysko. Spływający żar z nieba powodował falowanie powietrza a to powodowało dziwne zjawiska. Zamczysko to było w oddali to znikało. Wojownik był do tego przyzwyczajony. Już niejednokrotnie przemierzał kamienną pustynię. Najważniejsze dla niego to nie dać się zaskoczyć nagłym, realnym pojawieniem się zamczyska.

Gdzieś na skraju kamiennej pustyni

Miasto, jak to miasto. Kilkanaście wytwornych domów bogatszych mieszkańców, kilkadziesiąt lepianek, w których mieszkali ubodzy. I bazar. Ten był ogromny i wyróżniał się spośród innych miast swoją wielkością. A handlowano tu wszystkim. I niewolnicy płci obojga i żywność i ubrania ze skór zwierząt żyjących bardzo daleko stąd. Jednym słowem przepych. Wiadomo, tam gdzie handel tam żyje się lepiej. Handlarz wielbłądów rozmawiał szeptem ze swoim konkurentem. Nagle ucichli. Gdzieś w pobliżu ktoś wypowiedział skrywaną od dawna tajemnicę o czającym się Złu. Handlarze spojrzeli po sobie i pośpiesznie oddalili w przeciwne strony bazaru.

A tymczasem w zamczysku

Śmiech przeplatał się z cudownym głosem, tańczących wokół Kamiennego Węża, śpiewających Nimf. Lekki wiatr rozwiewał im szaty wykonane z materii tak delikatnej, że można by powiedzieć iż były nagie. Nimfy były tak zajęte tym co robią, że nie zwróciły uwagi na oczy Węża. A może one wiedziały coś, co mogły tylko one wiedzieć i dlatego ruch jego oczu nie robił na nich wrażenia. Taniec Nimf wyglądał jak zabawa dzieciaków, które wybierały spośród siebie księcia i tańcząc oddawały mu pokłon. Nimfy ze szczególnym uwielbieniem zwracały swe twarze w kierunku posągu. A im wdzięczniejszy był ich taniec tym oczy węża bardziej błyszczały…

Gdzieś na kamiennej pustyni

Wojownik był już zmęczony marszem. Żar słoneczny już dawno zelżał i dzień chylił się już do nocy. Mógł teraz w chłodzie wieczornym poszukać wśród skał schronienia by odpocząć. Gdzieś w oddali usłyszał śpiew. Wiedział co to oznacza. Zanim wyruszył na poszukiwanie zamczyska spotkany na targowisku człowiek przekazał mu tajemnicę: idź za śpiewem a ten doprowadzi cię do zamczyska. Lecz uważaj, nie daj się ponieść zachwytowi, bo ten cię zgubi i już nie wrócisz. Wojownik uśmiechnął się dyskretnie. Dzisiaj będzie miał kołysankę do snu. Zasnął przykryty płaszczem…

A tymczasem na targowisku.

Zmrok zapadał szybko. Handlarz wielbłądów odszukał tego, który w tak mało dyskretny sposób opowiadał o Złu.
- Kim jesteś, rzekł Handlarz… nie boisz się tak na głos wymawiać tej tajemnicy?
- Jam jest ostatni z żyjących uczniów Magów. Nie lękam się mówić o Złu a i ty się nie lękaj. Mam dla ciebie zadanie. Zostaw swoje wielbłądy na targowisku, tu nie zginą, ja tego dopilnuję. A weź tylko dwa najlepsze i udaj się na zachód. Podążając wskazaną ci drogą dojdziesz do celu. Sam będziesz wiedział, że to gdzie dojdziesz będzie tym właśnie miejscem. Czas aby zamczysko wróciło do prawowitych właścicieli a Ty im w tym pomożesz. Handlarz spojrzał na ucznia Magów i nie czekając na wyjaśnienia udał się, zabrawszy dwa najlepsze wielbłądy, we wskazanym kierunku.

Gdzieś blisko zamczyska. Całkiem blisko.

Słońce ukazało się za horyzontem. Wojownik poprawił pas z krótkim mieczem. Tarczę zarzucił na plecy i ruszył za śpiewem. A ten był coraz wyraźniejszy. Jeszcze nigdy wcześniej nie spał tak dobrze jak dzisiejszej nocy… Wieczorem osiągnie cel a rano przystąpi do wykonania zadania.
.... Zamczysko było ogromne. Jak okiem sięgnąć, w kierunku kłębiących się na niebie chmur, nie było widać szczytu najniższej z wież. Ale nie wieże były celem Wojownika. Gdzieś, wśród skał, była brama wejściowa. Jest. Ale zaryglowana od wewnątrz. I tylko dwie grube liany, które zwisały z okien nad bramą pozwalały dostać się do wnętrza zamczyska.

Droga zachodnia, jeszcze w nocy.

Handlarz podążał ze swoimi dwoma wielbłądami na zachód. Droga, a raczej ścieżka miejscami wykuta wśród skał, wskazywała mu właściwy kierunek. Noc była bezksiężycowa a handlarz na gwiazdach się nie znał. No bo i do czego miała by mu ta wiedza służyć? Nigdy nie opuszczał swojego miasta. Teraz tylko blask gwiazd pozwalał mu jako tako utrzymać właściwy kierunek oświetlając kolejne przejścia wśród skał.

A na miejskim targowisku…

Uczeń Magów ogarnął wzrokiem po okolicy. Nikogo nie ma. Tylko on i pozostawione cztery wielbłądy Handlarza. Uczeń wyjął z torby grubą księgę… Lećcie do gwiazd po Nauczycieli. Po czym wielbłądy z wolna rozpłynęły się w mroku nocy… Uczeń również.

Zamczysko

Wojownik miał zadanie. Człowiek, którego spotkał na targowisku dokładnie mu wskazał co ma zrobić. Ma wybrać najpiękniejszą z Nimf i zarzucić na nią podarowany mu przez Ucznia płaszcz a następnie miał ją zabrać do największej sali zamkowej. Tylko jak ją odnaleźć? I która z Nimf jest najpiękniejsza? Wszystkie jednakowe niczym odbicie lustrzane. Ale nie… Jedna inna. Nimfy rozbiegły się po placu. Kamienny Wąż już w połowie był żywy. Zapewne dalszy taniec Nimf przywrócił by go całkowicie do życia. Wojownik zastanowił się przez chwilę po co mu ten łuk? No tak, przecież dał mu go ten człowiek… Wyjął kilka strzał i wszystkie razem nałożył na cięciwę. Grad strzał dopełnił dzieła. Kamienny Wąż z wolna zaczął pękać i rozsypał się po dziedzińcu… przestał istnieć…

W zamczysku [epilog]

Handlarz z wolna zbliżał się do zamczyska. Brama była otwarta. Wprowadził wielbłądy na dziedziniec. Czekał. Nie wiedział co ma robić dalej. Rozejrzał się po placu. Wystraszone Nimfy powoli zaczęły wracać na środek dziedzińca i rozpoczęły swój taniec. Wokół Handlarza. Ten z lekka uśmiechnął się… Czyżby to była jego nagroda? Ale on ma tylko dwa wielbłądy a Nimf jest kilka…
Wojownik zdjął płaszcz z porwanej Nimfy. I nagle wszystko się zmieniło. Zamczysko przestało być już zamczyskiem. To wspaniała rezydencja.. to prawdziwy pałac.
Stukot wielu kopyt koni na dziedzińcu spowodował, że Wojownik, ująwszy Nimfę za rękę wyszedł na zewnątrz. Tu czekał również Handlarz, który sam nie mógł tego zrozumieć co i jak to się stało. On, ubrany w piękny strój a wokół niego tańczyły Nimfy. Teraz jego Nimfy. A na koniach siedziało czterech jeźdźców z zakrytymi twarzami. Jeden z nich wyjechał do przodu i zdjął zasłonę twarzy. To Uczeń Magów szepnął Handlarz… To ten człowiek co mnie tu przysłał szepnął Wojownik…
- Tak! To ja. Czekaliśmy długo na przywrócenie starych porządków. Wojowniku! Tyś jest prawowitym spadkobiercą władców tej krainy. Dzięki twojemu poświęceniu my teraz zwracamy ci to co ci należne.
- I ty Handlarzu – rzekł pierwszy z pozostałych jeźdźców. – Nie zawahałeś się podjąć wyzwania. Dlatego zostaniesz nagrodzony. Te Nimfy są teraz twoją własnością. Weź je za żony i szanuj zgodnie z naszym prawem. Wielbłądy nie będą ci już potrzebne dlatego przekaż je swojemu Władcy, obecnemu tu Wojownikowi, którego imię to Alibaba.
- Alibabo – rzekł drugi jeździec – weź pojmaną Nimfę za żonę i zadbaj aby ród twój nie wygasł. Wspaniała Rezydencja jest Twoja… Panie.
- A my – rzekł trzeci jeździec – my pojedziemy na cztery strony wraz z nowym Magiem (tu zwrócił się do Ucznia Magów) i obwieścimy światu przywrócenie starych porządków.

I teraz pytanie: którym z bohaterów opowieści jest Szaman? Tylko nie piszcie mi tu, że koniem, wielbłądem albo … Nimfą… Chociaż…. Hmmmm….

Nie gwarantuje niniejszym następnych opowieści. Ale kto to może wiedzieć?

BB_Penelopa
11.11.2016, 14:17
Witam!

Czekamy na więcej! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

MarkoPolo2012
15.11.2016, 14:49
Jam stary człek i dawno przestał żem już czytać takie teksty, ale to jest naprawdę dobre i przeczytałem cały :))) - chyba mi się pogarsza a może to zasługa tych nimf ? :))

BB_Penelopa
15.11.2016, 14:57
Jam stary człek i dawno przestał żem już czytać takie teksty, ale to jest naprawdę dobre i przeczytałem cały :))) - chyba mi się pogarsza a może to zasługa tych nimf ? :))

Witam!

Opowiadanie jest naprawdę świetne! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

Yar-ko
17.11.2016, 00:39
Szaman, gratulacje widzę że czytałeś Lema. :-)

Drakorianion15
20.11.2016, 08:22
Zrób jeszcze coś o Exlciorze dokończ tamte opowiadanie

BB_Penelopa
21.11.2016, 13:55
Zrób jeszcze coś o Exlciorze dokończ tamto opowiadanie

Witam!

Prosimy o więcej! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

MissOla
07.12.2016, 18:38
A...można coś dołączyć ..od siebie ? czy ów temat jest wyczerpany ?
:)

BB_Penelopa
07.12.2016, 20:03
A...można coś dołączyć ..od siebie ? czy ów temat jest wyczerpany ?
:)

Zapraszamy! :)

Pozdrawiam,
BB_Penelopa

MissOla
07.12.2016, 21:35
Sukienka..
Kopała kolejny dzień, dzień jak co dzień -pomyślała. Chwyciła kilof i z precyzją godną mistrza wbiła go w twardą skałę. Raz za razem..raz za razem. Minęły miesiące..kilka..kilkanaście..kilkadziesiąt..
Nikt nie wiedział ile czasu pracuje w kopalni.
Czas pracy w swej morderczej monotonii podzielony był na robotę, bicie batogiem, noszenie pokruszonych skał, bicie batogiem, kopanie, bicie, kopanie i sen.
Ten rytm dnia w swojej bezdusznej rytmice zabijał szybciej niż głód, niż choroby, niż atak z ukrycia innego powiernika takiego samego losu.
Nauczyła się żyć tym rytmem.
Nauczyła się słuchać i czuć wszystko to co działo się dookoła niej.
Nauczyła się przetrwać tam, gdzie najwięksi twardziele, siłacze, rozbójniki, kmioty, magowie i rycerze i całe plugastwo odrzucone przez społeczeństwo usiłowało przetrwać kolejny dzień.
A może to jednak była noc a nie dzień.
Za cholerę nie wiedziała jak jest pora dnia, czy też pora roku.
W kopalni było zawsze szaro i gorąco, zawsze było wilgotno i zawsze było czuć śmierć.
Śmierć towarzyszyła jej od pierwszego dnia pobytu w kopalni.
Robota w kopalni granitu nigdy nie była łatwa a trafić tu można tylko za najcięższe przestępstwa.

Kiedy poniżoną wlekli po ziemi do magnetycznej windy miała na sobie alabastrową sukienkę
Przez chwilę rozczuliła się nad sobą.
Mała łza pociekła po policzku.
Szybko odepchnęła dawne myśli a kiedy ją na chwilę postawili dla odwali walnęła się siarczyście w mordę.

-On-
Kiedy szła do niego na umówione spotkanie tak kalkulowała czas, aby być zawsze min. 10 minut przed czasem.
Nie znosiła się spóźniać.
On za to spóźniał się zawsze.
Nigdy nie pojawił się na czas, bo zawsze mu coś wypadło.
Irytowało to ją okropnie, ale wiedziała, że taka partia za męża jak ON - to los na loterii.
I to nie byle jaki los-to główna wygrana.
Nie.. nie chodzi o to, że miał ogromne pieniądze.
Ważne było to, że miał dostęp do wieży i portalu.
Ci którzy mieli możliwość podróżowania w czasie i przestrzeni byli w jej oczach niemal bogami.
Wychowana w domu, gdzie nauka i logika wiodły prym marzyła w duchu o możliwościach jakie daje wieża.
Była skłonna wszystko temu poświęcić.
Chciała podróżować..chciał uczyć się, poznawać inne czasy, ludzi, maszyny, magię, zwyczaje.
Zakorzeniona przez rodziców ciekawość zawsze sprowadzała na nią nieszczęścia.
I tym razem to nieszczęście sprawiło, że znalazła się w kopalni.
Nieszczęście spowodowało, że złamano jej w kopani nos, obcięto piękne długie czarne włosy.
Wyrwano jej diamentowe kolczyki i zerwali jej blaszany medalion.
Najcenniejsza rzecz jaką miała.
Mały blaszany medalion który był zsynchronizowany z jej DNA.
To małe świecidełko było jej biletem do innego świata..a może światów.
Wiedziała kto ma ów medalion i poprzysięgła sobie , że pewnego dnia odzyska go i ucieknie.
Ucieknie do innego świata, do innych ludzi, do innych form życia, do ...NIE WAŻNE gdzie..gdziekolwiek, aby dalej od tej kopalni.
Aby dalej od śmierci i krzyków.
Aby dalej od płaczu, skomleń, wyzwisk i monotonii dnia.

-Oprawca-
Zygmunt(tak go nazwała) był potężnym ścierwojadem.
Humanoidalny twór o sześciu rękach w których (według niej )mógłby kruszyć skały spokojnie na nią patrzył.
Sierść kota pokrywała jego potężny tors i wielkie jak góry ramiona.
Dwie nogi niczym mostowe podpory dawały stabilność do walki chyba nawet z bogami tego świata.
Szczurzy szary i długi ogon leniwie majtał się to w lewo to w prawo.
Zygmunt miał długi ogon.
Dłuższego nie widziała u nadzorców.
Musiał wielu ludzi i nieludzi zabić aby ochronić taki ogon.
Ogon nadzorcy na czarnym rynku miał astronomiczną wartość. A długi ogon..
Za długi ogon można było sobie kupić nawet ..
Przerwała szybko rozmyślania bo poczuła.. tak, była pewna, że poczuła zbliżające się niebezpieczeństwo.
Szybkim zdecydowanym skokiem znalazła się przy tunelowej ścianie.
Znalazła małą wnękę i wcisnęła się w nią.
Czekała..
Czas mijał i nic się nie działo.
Wiedziała, że niebezpieczeństwo się zbliża.
Nie było to w sumie nic nowego, jednakże teraz poczuła, że włosy jeżą jej się na całym ciele.
Dreszcz strachu wstrząsnął jej ciałem.
Jeszcze silniej przylgnęła do skały.
Chciała stać się skałą, chciała być niewidzialna, chciała być powietrzem.
Już czuła niemal fizycznie obecność niebezpieczeństwa.
Czuła siłę zła jaka szła w jej stronę.
Czułą czerń i rozpacz jaka z sekundy na sekundę przybliżała się do niej.
Zdrętwiała ze strachu..
Kilka metrów od siebie w pyle, który tworzył szarą wszechobecną mgłę dostrzegła zarys małej postaci.
Wiedziała, że ten który nadchodzi nie zna słowa litość czy wybaczenie.
Nie wie czym jest ukojenie i wybaczenie.
Słyszała o nim od innych.
Od tych, którzy widzieli cień.
Od tych, którzy słyszeli zwierzęce skomlenie skazańców.
Teraz przyszedł po nią.

pisane dzisiaj w pracy, tak więc proszę o wybaczenie za jakieś errory